15 listopada 2020, 21:37
#wkurw
Ech. Mleko się rozlało, a taki dobry dzień był.
Ale dzieciaki trochę w samopas poszły popołudniem. Głośno było i pod tym względem mi tj przeszkadzało, Maria po prostu się nakręcała z każda sekunda, niewinne żarciki cały czas, a jak ona robi niewinne żarciki, to wszyscy płaczą. Postawiła Filipowi do łóżka nocnik wypełniony wodą.
Oczyścić lozko Filipa się policzylo.
Filip nie został jej dłużny i zalał poduszkę Marysi.
Marysia po modlitwie bujała się u bliźniaków na drążku, co wyprowadzało bliźniaków z równowagi i nas też.
No i Przemek już nie wytrzymywał, chodził, rozstawiał po kątach. Jak ja nie nawidze tego tonu rozkazującego. Czy on nie rozumie że nic tym nie osiąga? Mam takie poczucie, że on nie jest w stanie być z nami szczęśliwy. Dzisiaj na spacerze - tym spacerze za tory, z którego zawsze wracali wszyscy tacy szczęśliwi. I dziś wyznał że nie jest szczęśliwy. Cieszy się bo się nie wkurza na dzieci, że spełnia swój obowiązek, ale nie czerpie z tego radości.
Jak mnie to zasmuciło.
Ja bym tak chciala aby on umiał być szczesliwy. Czasem mam wrażenie że nie umie się cieszyć z nami. Jest szczęśliwy tylko wtedy kiedy ma święty spokoj. To tak boli. Boli moja bezradność w tym temacie.
Wiem, że on po prostu jest na takim etapie i nic nie jest w stanie z tym zrobić.
Ale widzę jak mi gnusnieje w oczach. Jak jego mama, ciągle chodzi i narzeka. A to na dzieci, a to na polityków, a to na prostestujacych. Choć ostatnio skupił się na politykach.
Poza smutkiem mam poczucie odrzucenia.
Niby mnie nie odrzuca, ale odrzucając dzieci odrzuca jakoby mnie. W ogóle nie rozumiem tego co się u niego dzieje. Zmęczenie, rozdrażnienie hałasem.
Mam poczucie że w takich chwilach się oddalamy.